O co chodzi z tym cukrem? I jak Wańkowicz przyczynił się do wzrostu jego spożycia?

Jest rok 1931. Cukier jest dobrem bardzo drogim i luksusowym. Nawet po spadku jego ceny, ludzie go nie kupują. Co robić? Reklama dźwignią handlu.

Dlaczego ówczesnym władzom tak zależało na zwiększeniu sprzedaży cukru?

Główny powód zawsze ten sam – pieniądze. Cukier w II Rzeczpospolitej był towarem akcyzowym (Za każde 100 kilogramów producent bądź importer musiał odprowadzić do budżetu aż 37 zł). Dzięki temu państwo uzyskiwało dochody porównywalne z rocznymi wydatkami na utrzymanie i budowę wszystkich krajowych dróg.

Żródło: zasoby internetowe

„Cukier krzepi” – to hasło, które wygrało w konkursie ogłoszonym przez władze naszego kraju, by wesprzeć sprzedaż cukru.

,,Ja dostałem, jak przypuszczam, najwyższe honorarium na świecie za dwa słowa ,,cukier krzepi”- 5 tysięcy złotych przedwojennych, czyli na ów czas 500 dolarów za słowo, tak cenne mogą być słowa”. Powiedział Melchior Wańkowicz. Warto dodać, że uposażenie Prezydenta Mościckiego w tym czasie wynosiło około 3 tysięcy zł.

Hasło Melchiora Wańkowicza powiązano z przekazem wizualnym i oto proszę. Plakaty reklamowe, które zapełniły przestrzeń publiczną. Zdrowie, dziecko, energia do działania to hasła którym mało kto się oprze.

Żródło: zasoby internetowe

I stało się. Ceny cukru spadały, a spożycie rosło. W obawie przed nieobliczalnymi skutkami? Cóż, reklama dźwignią … cukru.

Dzisiaj cukier jest prawie wszędzie. Nawet w produktach, w których nie spodziewalibyśmy się go znaleźć.

Skąd taki boom na cukier. Przecież nie sama reklama tu zadziałała.

Ten mechanizm został dokładnie pokazany w dokumentalnym filmie „Cały ten cukier?”. Film ciągle jeszcze gości na naszych ekranach. Głównie kin studyjnych. Warto obejrzeć.

Zwiastun filmu obejrzysz tutaj.

Jeśli nie boisz się, że włosy staną Ci dęba to zajrzyj do książki „Sugar blues. Zniewoleni przez cukier” William’a Dufty’ego. Po przeczytaniu prawdopodobnie wyrzucisz cukier rafinowany ze swojej listy zakupów. Gdzie go znajdziesz? Oto lista i wcale nie jest kompletna.
napoje kolorowe, wody smakowe
ciasta, ciastka, herbatniki
soki owocowe i oranżady oraz energetyki
desery mleczne np. lody
cukierki
keczup, gdzie stanowi niemal połowę zawartości,
sosy, majonez, musztarda,
grzyby marynowanych, ogórki konserwowe i inne -przetwory, 
wyroby wędliniarskie

Dlaczego cukier jednak nie krzepi?

Czy trucizna może krzepić? Czuję się przytłoczona informacjami dotyczącymi szkodliwym działaniem cukru rafinowanego. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło „cukier”, by zrozumieć, że „biała śmierć” to trafne określenie.

Skoro cukier działa na nasz mózg, jak kokaina, czy heroina, to dlaczego producenci i sprzedawcy cukru nie siedzą w więzieniach? Skąd tyle cukru na naszym stole? Czy nikt nie badał wpływu cukru na nasze zdrowie?

Ależ badał. Zachęcam Cię do sięgnięcia w czasy historyczne.

„W roku 1793 rozbił się statek wiozący ładunek cukru. Pięciu marynarzy przez dziewięć dni żywiło się cukrem i rumem. Po 9 dniach byli w stanie wyniszczenia.

Francuski fizjolog F. Magendie przeprowadził doświadczenia na psach, których wyniki opublikował w roku 1816. Karmił psy pokarmami opartymi na cukrze i wodzie. Wszystkie psy zdechły.

Rozbitkowie i eksperymentalne psy francuskiego fizjologa dowiodły tego samego – czysta woda może utrzymać cię przy życiu przez jakiś czas, cukier i woda – zabije cię. (Elmer Verner McCollum, A History of Nutrition: A Sequence of ideas in  Nutritional lnvestigation, Houghton Miiflin Co., Boston , 1957, str. 87-88.

W roku 1957 dr William Coda Martin szukał odpowiedzi na pytanie:

„Kiedy żywność jest żywnością a kiedy trucizną?”

I do jakich wniosków doszedł?

„Cukier rafinowany jest “czysty”, czyli, zawiera tylko rafinowane węglowodany. Ciało nie może wykorzystywać tej rafinowanej skrobi i węglowodanów, jeśli nie występują razem z nimi usunięte białka, witaminy i substancje mineralne.

„W organizmie tworzy się kwas pirogronowy i nienormalne cukry zawierające 5 atomów węgla. Kwas pirogronowy akumuluje się w mózgu i systemie nerwowym a nienormalne cukry w czerwonych krwinkach krwi. Te toksyczne metabolity zakłócają oddychanie komórek, które nie mogą zapewnić odpowiedniej ilości tlenu dla przeżycia i normalnego funkcjonowania organizmu. Z upływem czasu niektóre z komórek obumierają. To zakłóca funkcje części ciała i staje się początkiem chorób degeneracyjnych.”

William Coda Martin, „When is a Food a Food—and When a Poison?” („Kiedy pokarm jest pokarmem, a kiedy trucizną?”), Michigan Organie News, marzec 1957, str. 3.

Lista chorób powodowanych przez spożywanie cukru rafinowanego jest bardzo długa. Codziennie spotykam w moim gabinecie ludzi uzależnionych od cukru. Cukru w różnych postaciach. I dodam, że nie są to ludzie zdrowi. Jednak do zdrowia wracają, ci co chcą.

Na podstawie książki „Odżywianie dla zdrowia” Paul’a Pitchford’a napisałam dla Ciebie ściągę, której zastosowanie pomoże Ci okiełznać łaknienie na słodycze. Znajdziesz ją tutaj.

Życia bez cukru Ci życzę, za to z dobrymi węglowodanami.
Dorota Natura Życia

Poniższe zalecenia możesz zastosować przy założeniu, że nie wymagasz żadnej szczególnej diety, a Twój stan zdrowia pozwala na jedzenie wszystkich grup produktowych. Wybieraj z tego do woli to, na co pozwala Ci lekarz, dietetyk czy Twoje samopoczucie.

  1. ✔Jedz roślinne pożywienie i długo je przeżuwaj staje. Wtedy stanie się słodkie.
    1. Zboża
    2. Rośliny strączkowe
    3. Warzywa
  2. ✔Jedz słodkie warzywa
    1. Buraki
    2. Słodkie karczochy
    3. Marchewki – bardzo skuteczna w obniżaniu łaknienia na cukier
    4. Dynie
    5. Słodkie ziemniaki
    6. Pasternak
  3. ✔ Stosuj kiełki, mikroalgi (spirulina, chlorella, sinice)
  4. ✔Jeśli jesz mięso, ryby i sery (również zwiększają pożądanie cukru), to dla zrównoważenia włącz do diety
    1. Sałatę
    2. Rzodkiewkę
    3. Grzyby
    4. Ziemniaki (nie łącz z mięsem)
    5. Trawę pszenicy lub jęczmienia
    6. Owoce (nie łącz z mięsem)
  5. ✔Do słodzenia używaj
    1. Owoców
    2. Soków owocowych (najlepiej „samorobotnych)
    3. Syropu ryżowego
    4. Słodu jęczmiennego
    5. Stewii
    6. Ksylitolu
    7. Nierafinowanego cukru z trzciny cukrowej
    8. Syropu klonowego
    9. Melasy
  6. ✔ I dodatkowo:
    1. Jedz powoli
    2. Urozmaicaj jedzenie warzywami
    3. Ruszaj się. Idź na spacer, rower czy rolki
    4. Naucz się przygotowywać zdrowe słodycze (mnóstwo przepisów w necie)
  7. ✔ Kiedy wyciągniesz rękę po słodycze, zatrzymaj się na chwilę refleksji
    1. Dlaczego właśnie w tej chwili?
    2. Czy osładzam smutek, stres, lęk, brak miłości?
    3. Czy czuję zmęczenie, niepokój?
    4. A może czuję zwykły głód i czas na zdrowy posiłek zamiast ciastka?
    5. Czy to nawykowe – siadasz przed telewizorem i … ?
  8. ✖Ogranicz produkty słone. Zwiększają łaknienie na słodki smak.
  9. ✖Unikaj przetworzonej żywności, często jest w niej cukier i słodziki. Dodawane są do chleba, płatków śniadaniowych, sosów do sałatek, zup, sałatek, wędlin, żywności w puszkach, czy napojów butelkowanych. Czytaj etykiety.

Więcej o działaniu cukru przeczytasz tutaj.

UWAGA: W celu szybkiego zmniejszenia łaknienia słodyczy – zjedz coś kwaśnego, gorzkiego lub ostrego.

Opracowałam na podstawie książki „Odżywianie dla zdrowia” Paul Pitchford
Na zdrowie!
Dorota Natura Życia

Fot. Radio Gdańsk/Hanna Wilczyńska-Toczko

„Dorota Grądzka wie wszystko o ziołach i o tym jak naturalnie zadbać o o swoją kondycję, nie tyko na wiosnę.” Z Hanną Wilczyńską-Toczko Dorota rozmawiała o tym, jak ziołami przegonić infekcję, zapobiegać opryszczce i dlaczego warto jeść pączki… drzew.

Bardzo chcę wiedzieć wszystko o ziołach. Uczę się teraz i będę się uczyć do końca życia. To taka piękna dziedzina wiedzy. I bardzo użyteczna 🙂

W wywiadzie  mówię nie tylko o ziołach. Również o innych metodach pomagania sobie w zdrowi i chorobie.

Zaparz sobie dobrych ziółek, usiądź wygodnie w fotelu i posłuchaj. Nocne rozmowy ze mną w Radio Gdańsk tutaj.

CAŁA POLSKA WIDZI ZIOŁA …
„Wczoraj, pomimo deszczu – wybrałam się na niesamowity spacer z zielarką Dorotą. Spotkaliśmy się o godzinie 11-tej w Gospodarstwie Przytoki nieopodal Staniszewa i wyruszyliśmy w poszukiwaniu dzikich ziół. Deszcz szybko zamienił się w piękne słoneczko, a my jak opętani objadaliśmy się młodymi pędami drzew i tego na co ja dotychczas mówiłam 'chwasty’ hehe Na koniec upichciliśmy pyszny wywar z zebranych ziół.” – napisała Kasia Bellingham z  Ogród Kasi i Andrew Bellingham „the Garden” 

Pod taki gościnny dach Zofia Weiss przyjęła Zielarzy, którzy odkrywali wiosenne zioła w ramach Ogólnopolskiej Akcji „Całą Polska widzi zioła”, którą od paru lat inicjuje Inez Herbiness Rogozińska. Mimo porannego deszczu nieprzestraszeni prawdopodobnym prysznicem wyruszyliśmy na Kaszuby. Słońce sprawiło nam niespodziankę i rozpromieniło nam ten czas.

Herbata wyszła zacna i dużo, jak widać na załączonych zdjęciach.

Jedliśmy i smakowaliśmy roślinne pączki, siewki i młode roślinki.

A potem ugotowaliśmy ziemniaczki i zjedliśmy je z sałatami i ziołami. Ziołowa oliwa przygotowana z zebranymi ziołami nie miała sobie równych.

A w nocy, podczas Nocnych Rozmów w Radio Gdańsk, z Hanią Wilczyńską-Toczko opowiadałam o spacerze, o ziołach, o zdrowiu i wielu ciekawych rzeczach. Już niedługo link do audycji 😀

Do zobaczenia na kolejnym ziołowym spacerze. Zapraszam.

 

„Nic co ludzkie nie jest mi obce” – napisał poeta z Czarnolasu Jan Kochanowski. I ta pieśń z przeszłości będzie nam świecić, jako ten kaganek niesiony pod strzechy.
Nie jestem pewna, czy autor miał na myśli to o czym zaraz przeczytasz. Chętnie bym to z nim omówiła. Może kiedyś. Tymczasem zajrzymy do tego co ludzkie w naszym wnętrzu. I co bardzo się na co dzień uzewnętrznia w swej ogromnej potrzebie ekspresji. I na szczęście. I na zdrowie!
Największe paskudztwa, które powodują odruch wymiotny, są produkowane przez nasze ciało i jako „odpad technologiczny” wydalane ku uldze i dobremu samopoczuciu fabryki, jaką jest człowiek.

I zacznę od mojego faworyta. Ulubieńca o wielu twarzach. Istocie wrażliwej i kapryśnej, którą niestety nie dane nam jest zobaczyć każdego poranka. Mowa o Stolcu oczywiście.

I pytanie, które będę powtarzać na początku każdej historii, niezależnie od jej tematu:
„Czy był dzisiaj stolec?”
Zatrzymaj się teraz na moment i przypomnij go sobie. Jeśli już dzisiaj był, to jaki?
Przyjrzyj się tym obrazkom i zdecyduj, który obraz Stolca jest Twoim.

Skala opracowana przez Heatona i Lewisa na Uniwersytecie w Bostonie. Dzisiaj stosowana do oceny Stolca pod kątem czasu przebywania w jelicie grubym.
O prawidłowym wydalaniu i pobudzaniu jelit do wypróżniania napisano setki artykułów. Znajdziesz je po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła „jaka kupa, rodzaje stolca, czy inne podobne hasła).

A ja podzielę się z Tobą moimi sprawdzonymi sposobami na codziennie spotkanie „pachnącego”.
Jak zrobić kupę i jednocześnie nie nabawić się hemoroidów. Temat hemoroidów opisałam tutaj
Po pierwsze – stołeczek pod nogi. Po co? Zobacz na obrazku.
Po drugie – wyrzucić z toalety wszystkie książki i gazety. Usiąść na kibelek. Zrobić co trzeba. Wyczyścić. I wyjść. Wszystko zajmuje nam od 2 do 5 minut.
Po trzecie – wyczyścić. Papierem? To nie najlepszy sposób. Wybielacze wykorzystane do produkcji papieru drażnią delikatną śluzówkę odbytu. Najlepsza jest woda i ręczniczek. Szczęśliwcy zamontowali sobie bidet.


Obrazek z artykułu Gazety Wyborczej autorstwa Wojciecha Moskala

Codzienna praktyka i starania, by Stolec był codziennie i taki, jak trzeba.
Jeszcze 15 lat temu każda wizyta „posiedzeniowa” w toalecie przypominała poród. Krew, pot i łzy oraz nieznaczna ulga, że po 3 dniach się udało coś wydusić. Doprowadzona do ostateczności męką i różnymi dolegliwościami wynikającymi z przytrucia, postanowiłam działać systemowo.
Oto schemat postępowania, który w ciągu 6 miesięcy doprowadził do sytuacji, może jeszcze nie idealnej, ale bardzo zadowalającej.
Ruch – zapisałam się na jogę. Szczególnie pomocnymi asanami były te na rozluźnienie okolic brzucha i dolnego kręgosłupa. Bardzo dobrze działały wszystkie pozycje skrętne. Ale najlepiej to joga zadziałała na moją głowę. Rozluźnienie całego ciała i puszczenie sznurków kontroli wszystkiego dookoła uwolniło też mojego Stolca.
Jedzenie – już Hipokrates mówił: „Niech jedzenie będzie twoim lekarstwem”. Wzięłam to sobie do serca. Napiszę, co pomogło:

  1. Zielone roślinki. Czułam się trochę, jak królik, dopóki nie odkryłam zielonych koktajli. Dzisiaj trąbią o nich wszyscy, wtedy nie były tak popularne. Dodawałam liście do wszystkiego.
  2. Odstawiłam białe pieczywo. Bolało mentalnie. Tak bardzo lubiłam kromkę pszennego chlebka z chrupiącą skórką posmarowaną świeżym masełkiem. Dodam, że na kromce się zazwyczaj nie kończyło. W ogóle ograniczyłam bardzo pieczywo. A jeśli już je jadłam, to było z mąki z grubego przemiału. Niestety przy problemach jelitowych ciężkie żytnie pieczywo na zakwasie tylko pogłębia problem. Nie lubiłam takiego chleba.
  3. Zrezygnowałam też z mleka do kawy, twarożków, jogurtów i szeroko reklamowanego produktu na A, który to ponoć miał być zbawienny dla mojego zdrowia. Może dla innych był, dla mnie nie. Zauważyłam to po trzeciej serii cześciopaczków.
  4. Zaczęłam jeść więcej zup, a mniej stałego pożywienia. Pomyślałam, że w celu zwiększenia płynności Stolca, upłynnię nieco jedzenie. I u mnie to zadziałało.
  5. Dołożyłam do tego codzienną dawkę warzyw. Jadłam te, które mi najbardziej smakowały.
  6. Postawiłam też na kiszonki. To wtedy nauczyłam się kisić buraki. Mogłam je pić i jeść tylko, jak było ciepło. Zimą na samą myśl miałam dreszcze. Dzisiaj wiem dlaczego.
  7. Na stole zagościły kasze, a w niełaskę poszły ziemniaki. Tu zadziałała wyobraźnia klajstrowania moich jelit przez purée ziemniaczane.
  8. Kawę piłam i piję do dzisiaj. Czy mi służy, czy nie? Nie zauważyłam żadnej różnicy w zakresie wydalania. A ponieważ kawę bardzo lubię, to ją piję. Pomimo jej złej opinii na rynku zdrowia (zazwyczaj).
  9. Woda – zaczęłam jej pić bardzo dużo i przeżywałam męki, bo wcale nie miałam na nią ochoty. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że moje przyblokowane nerki nieźle dostawały w kość tymi litrami, które w siebie wmuszałam. Na szczęście zaufałam instynktowi i zrezygnowałam z wodnych katuszy. Zaczęłam pić niesolone wywary z warzyw. A moją ulubienicą została pietruszka. Zadziałało o niebo lepiej i przy okazji oczyściłam nerki.
  10. I najważniejsze i najtrudniejsze. Zrezygnowałam z czekolady. Aaaaa, to bolało najbardziej, bo potrafiłam zjeść tabliczkę na raz. Wtedy też bardzo lubiłam słodycze. I postanowiłam je drastycznie ograniczyć. Klęłam na czym świat stoi, bo mój mózg domagał się i dręczył mnie pamięcią smaków i wyzwolonych endorfin.

Zdrowie – rozpoczęłam śledztwo i niczym dr Watson tropiłam przyczyny moich dolegliwości. Wtedy nie miałam pojęcia, co to Candida, dysbakterioza, nieszczelne jelita i inne atrakcje. Wiedziałam już, że wcześniejsze kuracje antybiotykami zmieniły obraz życie wewnętrznego moich jelit.
Przez pół roku zażywałam probiotyki i wspierałam jelita kefirem, kiszoną kapustą i innymi kiszonkami. Dodam, że nie przepadałam za tymi smakami, więc nie nadużywałam. Dzisiaj dobre bakterie to najlepsze moje przyjaciółki i bardzo o nie dbam. Bez nich dobrego Stolca brak.
Po kilku miesiącach zaczęły się pojawiać światełka nadziei. I dobrze, bo byłam już bardzo zmęczona. Każdy, kto zmieniał sposób odżywiania, ten wie.
Czy po tym pół roku wróciłam do starych nawyków jedzeniowych? Niestety tak. I poczułam się, jak żaba, którą wrzucili do wrzątku. Jeszcze szybciej wyskoczyłam.
Zrozumiałam, że to nie była dieta jednorazowa i na kilka miesięcy. Nastąpiła zmiana w sposobie odżywiania na całe życie.
Dzisiaj Stolec jest dla mnie miernikiem stanu mojego zdrowia. Zdrowy Stolec to zdrowe życie, mówiąc w pewnym uproszczeniu. Metod doprowadzenia do takiego stanu jest bardzo wiele i warto wybrać z głową to, co potem wyjdzie dołem.

Polecam Ci książkę „Historia wewnętrzna. Jelita – najbardziej fascynujący organ naszego ciała” Giulii Enders (Wydawnictwo Feeria).
Zabawnie, a jednocześnie rzetelnie przedstawiona nasza “fabryczka” od środka. Ja się zachwyciłam prostotą przekazu.
Podziel się swoimi sposobami na poranny Stolec, którego wszystkim nam życzę 😀
Dorota Natura Życia

 

Skąd przypływy i odpływy w morzach i oceanach?
Skąd kłopoty ze spaniem podczas pełni?
Dlaczego rana po wyrwaniu zęba na pełni mocniej krwawi?
W jaki sposób Księżyc wpływa na zmianę odbicia promieni słonecznych od Ziemi.
Już same te pytania sugerują odpowiedzi. Jesteśmy pod jego wpływem i to nie tylko w kategoriach romantycznych.

Obserwując siebie i Księżyc można zauważyć pewną rytmiczność w naszym samopoczuciu i zależność reakcji biologicznych od jego fazy.

Gennadij Małachow opisał to zagadnienie w książce „Biorytmologia i urynoterapia”.
Popatrz, jak można wykorzystać siłę Księżyca dla swojego zdrowia. Opisane wpływy dotyczą osób zdrowych, bez zaburzeń termiki organizmu (patrząc np. z punktu widzenia medycyny chińskiej).

Pierwsza faza, czyli nów (nie widzimy księżyca)

Symbolizuje początek. Sprzyja podejmowaniu decyzji i rozpoczynaniu nowych projektów. Organizm łatwiej pozbywa się toksyn.

Wysiłek fizyczny
To dobry czas na sen i odpoczynek. Ten okres miesiąca jest niekorzystny dla nocnych aktywności. Efekt przemęczenia i wpływ na kiepskie samopoczucie będzie znacznie dotkliwszy.
Jeśli planujesz wesele lub inną ważną uroczystość, albo po prostu imprezę, to sprawdź, czy nie będzie to na nowiu.
Jeśli uprawiasz sporty, budujesz masę mięśniową lub dobrą kondycję to opracowując program ćwiczeń planuj stopniowe zwiększanie wysiłku. A 5, 6 i 7 dnia po nowiu możesz dać czadu. Efekty takiej pracy przerosną Twoje oczekiwania.

Jedzenie
Dobrze przyswajane są produkty świeże, soczyste, wodniste i chłodne. Na przykład świeżo zrobiony sok z marchwi, buraka i jabłka.
A już na pewno unikamy w tym czasie słodyczy, białej mąki, tłustego jedzenia, grillowanego i smażonego. Dotyczy to połowy cyklu księżycowego, kiedy to twarz Księżyca robi się większa. Nasz organizm będzie gromadził wtedy zapasy w „oponkach” na kolejny okres. W tym czasie można szybciej przytyć. Do dobra wiadomość dla chudzielców.

Zabiegi oczyszczające
Pod koniec tej fazy (około 7 dnia po nowiu) dobrze jest wybrać się do łaźni. Gorąca para, woda i zabiegi oczyszczające na skórę usuną toksyny zgromadzone pod jej powierzchnią. Ach, gdybyśmy mieli taki hammam, jak w Turcji.
To jest też świetna pora na oczyszczanie zatok i migdałków. Polecam płukanie jamy ustnej olejem stosując technikę podciśnieniową.

Zabiegi fizjoterapeutyczne
Dobre na wzmocnienie odporności i jednocześnie na jędrną skórę (któż nie marzy o jędrnych pośladkach) są naprzemienne ciepłe i zimne natryski.

Druga faza zaczynająca się od 8 dnia po nowiu (pierwsza kwadra, widzimy połówkę księżyca)
Sprzyja aktywności i gromadzeniu sił. Organizm łatwo przyswaja środki odżywcze i magazynuje energię. Dobry czas na zabiegi upiększające. W tym okresie można przybrać łatwo na wadze i źle leczą się rany.

Wysiłek fizyczny
Stopniowo zmniejszamy intensywność ćwiczeń i trzymujemy aż do pełni, czyli przez około tydzień.

Jedzenie
Stosujemy w kuchni pokarmy o małej zawartości wilgoci, czyli kasze, warzywa suszone, z dodatkiem małej ilości oleju. Błędem jest rozpoczynanie kuracji odchudzającej w tej fazie. Organizm doświadczając stresu przedłużającego się głodu, zwiększy wysiłki w kolejnej fazie w celu zrobienia zapasów.

Zabiegi oczyszczające
Druga i trzecia faza to najlepszy okres na zabiegi oczyszczające woreczka żółciowego i wątroby.
W tym okresie warto wykonać zabieg z medycyny ajurwedyjskiej zwany „gestem muszli” (Szankh prakszalana). Oczyści nie tylko przewód pokarmowy, ale i wątrobę i pęcherzyk żółciowy.

Tutaj również przypada dzień ekadashi (o którym piszę tutaj). To 11 dzień po pełni. Warto go dobrze wykorzystać. Efekty naszych wysiłków pomnożą się trzykrotnie.
Ostatni, czyli 14 dzień drugiej fazy zwany jest „dwie rury” symbolizujące rury odpływowe usuwające zanieczyszczenia z naszego organizmu. To dobry czas na suche głodówki (nie jemy i nie pijemy). To jest też dobry czas na lewatywy.

Zabiegi fizjologiczne
I znowu naprzemienne ciepłe i zimne polewanie się wodą, przy czym na początku fazy z umiarem, a pod koniec intensywnie. To też dobry czas na saunę.

Trzecia faza, czyli pełnia (widzimy cały księżyc)
Rozpoczyna się od 15 dnia po nowi, czyli mamy pierwszą dobę pełni.
Wzmacnia siły psychiczne i duchowe. Uwalnia energię zebraną podczas przybierania księżyca. Krew ma słabe właściwości krzepnięcia. Należy unikać wszelkich zabiegów i operacji.

Wysiłek fizyczny
Stopniowo zwiększamy wysiłek, a najcięższe treningi powinny przypadać na koniec tej fazy.

Jedzenie
Podobnie, jak dla pierwszej fazy. I to jest ten moment, kiedy warto wystartować z odchudzaniem. Jeśli planujesz przejście na dietę, to jest to najlepszy moment.

Zabiegi oczyszczające
Tak, jak w pierwszej fazie. Prawda, że proste? 🙂

Czwarta faza, czyli ostatnia kwadra (znowu widzimy tylko połówkę księżyca)

Początek fazy startuje w 22 dniu po nowiu.
Symbolizuje podsumowanie. Sprzyja podejmowaniu decyzji związanych z pozbyciem się niekorzystnych czynników w życiu, rezygnacji z tych obszarów, które nie przyniosły spodziewanych efektów. Sprzyja medytacji. Organizm korzysta z własnych zasobów energetycznych. To dobra pora na operacje.

Wysiłek fizyczny
Umiarkowany, a przed nowiem jeszcze bardziej zmniejszony. Intensywny trening w tym czasie dodatkowo obciąży organizm i nie przyniesie spodziewanych rezultatów. To dobry moment na kończenie cyklu treningowego. I ciężar treningu przenieść raczej na ćwiczenia gimnastyczne, uelastyczniające ciało. Za to mniej ćwiczeń siłowych.

Jedzenie
Podobnie, jak w drugiej fazie. Stosujemy pokarmy lekkostrawne, mniej oleiste. I unikamy potraw ciężkostrawnych.

Zabiegi oczyszczające
To dobry okres na Szankh Prakszalnę. Dni 23, 26 i 29 najlepsze na głodówki. I znowu mamy tu dzień ekadashi (czyli 11 dzień po pełni).
Zabiegi fizjoterapeutyczne
Oblewamy się zimną wodą zaczynając od stóp i kierując się w górę.

Przeczytaj więcej o dniach ekadashi 

Dni Ekadashi
Warto tego dnia zrobić np. głodówkę i oczyszczanie. Wątroba tego dnia, sama wyrzuca najgorsze toksyny i wiele osób ma wtedy, luźniejsze stolce lub ból głowy.

Pozdrawiam ciepło i księżycowo
Dorota Natura Życia

To jest możliwe. Dwa razy w miesiącu są takie dni, korzystne dla postu.
W sanskrycie (stary język Indii) dni te noszą nazwę ekadashi. W tłumaczeniu oznacza to jedenasty dzień po nowiu i jedenasty dzień po pełni księżyca.
Na końcu znajdziesz daty tych dni w roku 2016.
Na czym polega post w dniu ekadashi?
W tym dniu warto podejść do niego zarówno w wymiarze fizycznym, jak i duchowym.

Wymiar duchowy

Dobrze, żeby dzień był wypełniony spokojem. Ważne jest Twoje emocjonalne podejście do postu. Jeśli będziesz się irytować, czy wpadać w złość z tego powodu, to nie będzie to post, a po prostu nie jedzenie.
Post opiera się na świadomej decyzji i wewnętrznej zgodzie na powstrzymanie się od pokarmów.
Nawet jeśli nie możesz wziąć wolnego od pracy dnia, jesteś w stanie dobrze wykorzystać dzień ekadashi.
Wcześniej zaplanuj go sobie i przygotuj się.
Warto pamiętać o modlitwie, medytacji, uważności czy relaksie emocjonalnym.
Możesz włączyć też działania zmierzające do Twojego rozwoju osobistego (spotkanie z Nauczycielem, terapia, warsztaty).

Wymiar fizyczny
Na tym poziomie postu możesz przestrzegać na dwa sposoby.

  1. Całkowicie zrezygnować z jedzenia i pić jedynie wodę (taki post nazywamy głodówką).
  2. Powstrzymać się od jedzenia niektórych pokarmów.

Jak przeprowadzić taki post?

  • Zaczynamy w dniu poprzedzającym dzień ekadashi. Tego dnia ostatni i lekki posiłek zjadamy około godziny 17.
  • Następnego dnia pijemy tylko wodę lub eliminujemy spożycie wymienionych niżej produktów.
  • Osoby, którym dokucza zimno piją ciepłą wodę. I zachęcam do głodówki w ciepłych porach roku, a postu w zimnych.
  • Pierwszy posiłek zjadamy rano, następnego dnia po ekadashi. Niech będzie lekki.

W przypadku postu nie jemy następujących pokarmów:

  • roślin strączkowych i zbóż, w tym ryżu, kukurydzy, grochu i soi,
  • przetworów z powyższych, czyli kasz i chleba,
  • mięsa, ryb, jaj,
  • słodyczy,
  • kawy, herbaty,
  • jedzenia smażonego.

Jedzenie powinno być proste, jak najmniej przetworzone i minimalnie przyprawione.
Należy unikać przejadania się. Od stołu odchodzimy z uczuciem niedosytu.
Jeśli bardzo dokucza głód, to można popijać wywar z warzyw bez soli.
Warto pamiętać o uważnym i niespiesznym jedzeniu oraz długim przeżuwaniu każdego kęsa.
Kto nie powinien przeprowadzać postu całkowitego?

  • Osoby bardzo osłabione, wycieńczone.
  • Osoby chore, będące w trakcie kuracji medycznych, które wykluczają taki post.
  • Osoby mające kamienie w woreczku żółciowym lub w nerkach, decydując się na taki post, muszą pamiętać o piciu dużej ilości wody z sokiem z cytryny.
  • Osoby chore czy z dolegliwościami zdrowotnymi powinny skonsultować decyzję o poście z lekarzem.

Czy może się zdarzyć złe samopoczucie?
Tak. Może pobolewać głowa, jeżeli zahamowane jest wypróżnianie. Toksyny znajdujące się w jelicie grubym będą przenikać do krwi i zostaną rozprowadzone po całym organizmie. Można pomóc sobie wykonując lewatywę.
Co zyskamy poszcząc?

  • Medycyna ajurwedyjska twierdzi, że post w ekadashi zapobiega wielu chorobom i wspiera proces zdrowienia.
  • Przy codziennym jedzeniu (a nawet objadaniu się) trawienie pochłania tak wiele czasu, że jelita są zmuszone do prawie ciągłej pracy. A w czasie całodobowego postu mogą odpocząć i zregenerować się. Podczas głodówki ciało przełącza swoja aktywność z trawienia pożywienia na oczyszczanie z toksyn.
  • W długim okresie, regularne praktykowanie postu, daje uczucie lekkości i sprawniejsze działanie wielu naszych narządów.
  • Dodatkowo można odzyskać pierwotną zdolność do funkcjonowania w rytmie cyklów księżyca.

O czym warto wiedzieć?
Ludzki (dorosły) organizm  w 60-70 % składa się z wody , a mózg w 95-98 %.
Ziemia i Księżyc przyciągają się, ale w dni ekadashi z powodu większego zbliżenia to przyciąganie jest silniejsze.
To wtedy Księżyc jest najbliższy Ziemi i wywołuje przepływy i odpływy morskie.
Podobne dzieje się wewnątrz ciała człowieka. Grawitacyjna siła Księżyca wpływa na płyny w ludzkim organizmie tak samo , jak na wodę.
Może prowadzić to do zaburzenia równowagi w hormonach i płynach ludzkiego ciała, stwarzać w klatce piersiowej i głowie nadmierne napięcie.
Utrzymanie pustego żołądka w te dni zapobiega pojawianiu się zbędnych płynów będących przyczyną tej nierównowagi i dzięki temu neutralizuje przyciąganie księżycowe.
Dni ekadashi na najbliższe pół roku i jednocześni dni, w które otrzymasz ode mnie list:

01.09.2017 r.    (piątek)
17.09.2017 r.    (niedziela)
01.10.2017 r.    (niedziela)
16.10.2017 r.    (poniedziałek)
30.10.2017 r.    (poniedziałek)
15.11.2017 r.    (środa)
29.11.2017 r.    (środa)
14.12.2017 r.    (czwartek)
29.12.2017 r.    (piątek)
13.01.2018 r.    (sobota)
28.01.2018 r.    (niedziela)
11.02.2018 r.    (niedziela)
26.02.2018 r.    (poniedziałek)
13.03.2018 r.    (wtorek)
28.03.2018 r.    (środa)
UWAGI
Dzień ekadashi przypada po 11 dniach od pełni lub nowiu księżyca.
Powyższe wyliczenia wykonano dla czasu uniwersalnego [UT].
Wyliczenia mogą się różnić nieznacznie od prezentowanych w innych kalendarzach.
http://www.avaron.pl/Skrypty,FazyKsiezyca.html

Dobrych i owocnych postów Ci życzę 🙂
Dorota Natura Życia

Wywiad z Dorotą Grądzką – Terapeutką Medycyny Naturalnej

Pewnego dnia znajoma znająca moje zainteresowania poleca mi warsztaty medycyny naturalnej prowadzone przez Dorotę Grądzką. Termin mi nie pasuje, trochę mi przykro, ale rezygnuję. Następna okazja nadarza się niezwykle szybko. Zapisuję się od razu. Na warsztaty przychodzę oczywiście za wcześnie (to moja wada, zaraz obok totalnego braku wyrozumiałości dla spóźnialstwa:-)). Dorota dopiero przygotowuje pomieszczenie do zajęć. Jest nienachalnie uprzejma, na twarzy ma cały czas ciepły, naturalny uśmiech. Ale nie tylko jej usta się uśmiechają. Jej oczy również. Przez całe warsztaty. Odpowiadając wyczerpująco na każde z naszych pytań, zapewniając beznamiętnie po raz kolejny, że stawianie baniek to buła z masłem i na pewno nie przypalimy sobie włosów na karku. To właśnie dzięki Dorocie odważyłam się postawić swojemu dziecku bańki, bo choć jest to banalnie proste, to kogoś, kto nigdy tego nie robił zazwyczaj napawa to obawami. To dzięki Niej mam większą wiarę w to, że warto dokształcać się w tej dziedzinie, że warto zabiegać o to, żeby nie niszczyć zdrowia swojego i swojej rodziny konwencjonalnym leczeniem wtedy kiedy to nie jest absolutnie konieczne. Wiem, że ogrom wiedzy jaki przekazała na warsztatach jest maleńkim krokiem w podróży do zdrowia, ale najważniejsze to zrobić ten krok. Nieśmiało po warsztatach spytałam Dorotę, czy udzieliłaby mi wywiadu na bloga. Ku mojej radości zgodziła się. Ten wywiad jest dla mnie szczególny. Ponieważ mam nadzieję, że po jego lekturze ktoś z moich czytelników zdecyduje się zapisać na warsztaty o których mowa na końcu. Zależy mi na tym podwójnie. Po pierwsze poczułabym się uszczęśliwiona, że mogę się Dorocie odwdzięczyć za to spotkanie. A po drugie dlatego, że chciałabym, żeby więcej osób korzystało z wiedzy takich osób. Możemy przeczytać mnóstwo książek, ale nie zawsze umiemy, albo mamy odwagę pewne rady wcielić w życie. A dla mnie Dorota jest mentorką medycyny naturalnej. Dorota przekazuje wiedzę w najlepszy z możliwych sposobów. Bez zbędnego lania wody i bez wymądrzania się. Nie snuje konspiracyjnych teorii na temat współczesnej medycyny, ale namawia do wsłuchania się w swój głos wewnętrzny i głos natury, kwintesencją tego jest odpowiedź na ostatnie pytanie. Kończąc swój wywód zachęcam was do zapisania się na warsztaty, albo skorzystania z prywatnych konsultacji z Dorotą. A już teraz wywiad.

na kawie u korpoludka

Nazywasz się terapeutką medycyny naturalnej. O jaką pomoc mogą się do Ciebie zwracać potencjalni klienci ?

Zwracają się do mnie ludzie zmotywowani do zadbania o własne zdrowie. Przychodzą chorzy i zdrowi. Chorzy to ci, którzy zaburzyli harmonię życia. A zdrowi, to ludzie żyjący w równowadze. Pierwsi przychodzą po wsparcie w odkrywaniu źródeł zaburzeń. Zdrowi – szukają sposobów jeszcze lepszego życia. Nie jestem lekarzem, więc nie stawiam diagnoz. Szukam zaburzeń, przejawów rozregulowania organizmu. I choć nie prowadzę terapii psychologicznej, to padają pytania o rodzinę, dzieciństwo, umiejętność zaspokajania własnych potrzeb, troskę o siebie, relacje z bliskimi. Odkrywamy problemy tkwiące w jelitach. Zawsze pytam „Czy był dzisiaj stolec?” I jak wyglądał. Czasami początkowe zażenowanie zamienia się w ciekawą rozmowę i wnioski dobre dla zdrowia. Skoro jelita, to i odżywianie. Dokładnie sprawdzam, jak osoba się odżywia i koryguję błędne nawyki. Przyglądam się twarzy, oglądam język, sprawdzam ciepłotę ciała i analizuję obserwacje wzbogacone o to, co mówi klient. Człowiek, który do mnie przychodzi wie najlepiej, jak opisać swoje dolegliwości. Daję mu przestrzeń na te wypowiedzi. Wizyta potrafi trwać nawet dwie godziny. Często się zdarza, że na koniec słyszę: „Już czuję się lepiej”. Jednak są też takie sytuacje, gdzie medycyna akademicka zdiagnozowała konkretną jednostkę chorobową. W takiej sytuacji szukam przyczyn i tym się zajmuję. Najlepiej zilustruje to list mojej klientki, która przyprowadziła swojego syna: „Najwięcej jednak, zyskał Mikołaj. Od następnego dnia wdrożyliśmy wszystkie Twoje zalecenia. Efekty przeszły nasze najśmielsze oczekiwania! Przede wszystkim po 3 miesiącach od wizyty odstawił wszystkie leki p/astmie, a na kolejnych badaniach tj. spirometrii nie było śladu choroby! I tak jest do dzisiaj. Ja natomiast całkowicie pozbyłam się alergii na pyłki, aż trochę było mi jej brak po 15 latach :)”Dodam, że nie leczyłam ani astmy, ani alergii.

Piszesz również „uważam, że to co w głowie, to w życiu”. Czy możesz rozwinąć tę myśl?

Nasze myśli mają ciekawą właściwość materializowania się. A to za sprawą naszego mózgu. Niektórzy nazywają to „samospełniającą się przepowiednią”. Mózg wierzy w to, co mu mówimy i adekwatnie do tego reaguje. Łatwo to sprawdzić. Wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie ziewającego człowieka. Większość z nas, już po chwili, będzie ziewała. Choć przecież nie widzi nikogo ziewającego. Po co dręczyć się złymi myślami, skoro dobre pomagają nam lepiej i zdrowiej żyć. Polecam poczytać Wandę Wegener „Umysł w walce z chorobą” lub „Potęgę podświadomości” Joseph’a Murphy’ego.

Masz jedyną, niepowtarzalną szansę zmienić się w coś innego. Cokolwiek, miejsce, przedmiot, zwierzę. Co by to było?

Zmieniłabym się we wrotycz. Namawiam do sprawdzenia, co to ziółko potrafi. Jest bezcenne i powinno być w każdej apteczce. W mojej jest.

Dorota Grądzka

Piszesz, że stawiania baniek nauczyła Cię babcia. Czy od zawsze wiedziałaś co będziesz robić w życiu, czy Twoja droga terapeuty medycyny naturalnej ewoluowała w trakcie życia?

Długo szukałam swojej pasji. Właściwie to czasami czułam się zażenowana tym, że inni z taką radością się jej oddają, a ja swojej nie znam. Nie wiedziałam wtedy, że ona jest ze mną od dziecka. Zawsze była. Kiedy zbierałam z babcią zioła, kiedy stawiałam bańki, kiedy łagodziłam dolegliwości innych. Przyszedł moment, kiedy spotkałam na swojej drodze człowieka, który powiedział mi wprost: „zajmij się uzdrawianiem”. Od razu wiedziałam, że to jest to. Potrzebowałam to usłyszeć.

Żyję zdrowo…Co to dla Ciebie oznacza?

Zdrowe życie to dla mnie życie w zgodzie ze sobą. Życie, w którym potrafię kochać siebie i troszczyć się. Potrafię zadbać o swoje potrzeby. Kiedy czuję się spełniona, kochana i zadowolona, to ciało odpowiada tym samym. Jest zdrowe. Kiedy coś mi dolega, to zastanawiam się co wydarzyło się w moim życiu na przestrzeni ostatnich trzech dni, coś na tyle silnego (stresującego), że tak źle wpłynęło na moje zdrowie.

Jesteś w posiadaniu ogromnej wiedzy z zakresu medycyny naturalnej, zadając pytania na warsztatach zawsze uzyskiwałam wyczerpującą odpowiedź, czy planujesz częściej organizować warsztaty?

Tak. Cieszę się, gdy ludzie chcą wiedzieć więcej i żyć zdrowiej. Już w marcu poprowadzę zajęcia na Progressteronie w Gdyni (5 marca) i w Warszawie (20 marca). Podzielę się wiedzą na temat zdrowia dziecka „Od niemowlaka do starszaka” i jak zbudować „Domową apteczkę”, czyli co mieć pod ręką w razie przeziębienie, niestrawności, bólu brzucha czy głowy. A już 14 marca przyjadę do Krakowa i poprowadzę zajęcia na temat wiosennego oczyszczania. Narosło wiele mitów wokół tego tematu. A czasami ludzie oczyszczając wątrobę, sami robią sobie krzywdę. Podczas tych zajęć sprawdzimy stan jelit i każdemu sprawdzę, czy wątroba daje już niepokojące sygnały. Opowiem też o tym, jak bezpiecznie przeprowadzić zabieg oczyszczania wątroby, jelita grubego i nerek. Będzie dużo receptur i jeszcze więcej odpowiedzi na pytania, których jak wiesz, na moich warsztatach jest bez liku. Więcej informacji na mojej stronie w zakładce Warsztaty https://naturazycia.pl/?tribe_events=watroba-na-wiosne-watroba-na-cale-zycie

Skąd czerpiesz wiedzę? Czy możesz podzielić się wartościowymi miejscami, gdzie można dokształcić się z jakiejkolwiek dziedziny medycyny naturalnej?

W mojej pasji nauka trwa do końca życia. Obecnie uczestniczę w zajęciach Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Krośnie „Zielarz – Fitoterapeuta”. Wcześniej jeździłam na warsztaty do dr Henryka Różańskiego, który wykłada również w Krośnie. Ziołolecznictwo to moja pasja i lubię korzystać z mocy ziół rosnących w Polsce. Polecam bloga doktora. Wspaniałe źródło wiedzy na temat roślin i ich zastosowania w lecznictwie.

Czy chciałabyś coś dodać na koniec? Inspirujący cytat, historia, czy porada?

Człowieku, kiedy poczujesz ból, wstrzymaj się z zażyciem tabletki. Zastanów się, co ciało chce Ci powiedzieć, na co zwrócić uwagę. Bo ból to taki pies, który gryzie, ale i ostrzega. I weź zdrowie w swoje ręce, zamiast oddawać je innym, którzy wcale Cię nie znają. Każdy z nas nosi w sobie swojego, wewnętrznego lekarza, na którego może liczyć. O ile go posłucha 🙂 Bądź zdrów.

Dorota Grądzka Gabinet Terapii Naturalnych

Dorota Grądzka Natura Życia prowadzi w Gdyni Gabinet Terapii Naturalnych. Więcej informacji znajdziecie klikając w poniższe linki:

Najbliższe ważne wydarzenia prowadzone przez Dorotę Grądzką:

Wątroba na wiosnę. Wątroba na całe życie: https://naturazycia.pl/?tribe_events=watroba-na-wiosne-watroba-na-cale-zycie

Ziołowy Weekend Majowy: https://naturazycia.pl/?tribe_events=warsztat-majowy

Radość dziecka z odkrywania nowych smaków jest zaraźliwa. To smakuje, to nie smakuje. Tu uśmiech, tam łzy. Życie jest proste i mieści się w dwóch rączkach. Pierwszy raz prowadziłam zajęcia ziołowe dla 2 i 3 latków. Byłam bardzo przejęta. Dzieci też. I jak później zobaczyłam na zdjęciach to i Pani Dyrektor Ewa i Panie Opiekunki również 🙂

Zajęcia miały kilka odsłon. Po ustawieniu na stole suchych ziół na herbatę, zanim zdążyłam zareagować, już widziałam skrzywioną do płaczu buzię pełną kwiatków krwawnika. Odkrywca smaku minę miał nietęgą i zastanawiał się przez ulotną chwilkę: pluć? czy połykać? Pluł 🙂 Pani zabrała chłopca do łazienki, żeby wypłukać buzię, po czym malec dziarsko wrócił na miejsce gotowy do ziołowych eksperymentów.

Dzieci mieszały swoją pierwszą ziołową herbatkę. Do dzbanuszków sypały kwiatki czarnego bzu, krwawnika, lipy, lawendy i ziele macierzanki. „To pachnie. Lubie”, „Fe, niedobre” Komentarze przeplatały się z moimi słowami. Radość przesypywania i napełniania skrzyła się ze wszystkich oczek. Z obawy przed usypaniem zbyt mocnej herbaty musiałam okazać moc zdecydowania i porwać dzbanki do zalania wrzątkiem. Udało się odwrócić uwagę dzieci ziołami świeżymi.
Na stół wjechała bazylia, koperek, pietruszka, szczypiorek, majeranek i tymianek. W kierunku talerzyków wyciągnęły się małe rączki i rwały listki, ciekawe smaków i zapachów. Rozcierały zioła i wąchały. Tak, i ja też wąchałam 🙂

A potem zaczęła się frajda samodzielnego robienia kanapek z ziołami. Ho ho, to nie byle co, bo dopiero grupa Żyrafek uczyła się operować nożem, masłem i kromką chleba. A tu proszę. Wyszło wspaniale. Słyszałam tylko „jeszcze i jeszcze” 🙂
Kanapki zniknęły z brzuszkach i nadszedł czas na cebulki.
To dopiero była zabawa. Każde dziecko posadziło w ziemi swoją cebulkę i oznaczyło chorągiewką ze swoim imieniem. Oczywiście kochane Panie pomogły z pisaniem 🙂

Marzę o tym, by dzieciom zapadły te ziołowe doświadczenia w serce. I żeby sięgały w swoim życiu po to, co naturalne. Co rośnie blisko nas. I nam służy. Cieszę się z tego spotkania i dziękuję Pani Dyrektor Ewie za możliwość ziołowego spotkania z dziećmi.

Dorota Natura Życia

A… psik!
Słysząc rozbrzmiewające wokół Ciebie „Na zdrowie!”, myślisz sobie: „Jakie zdrowie, jak ja właśnie mam katar”.

Co katar ma wspólnego z naszym zdrowiem?
Czy katar to coś dobrego dla naszego organizmu?
Czy blokować katar? Wysuszać?

Zaczyna się katar, czujesz to mrowienie w nosie. Już leje się przezroczysta wydzielina. Może za kilka dni żółta.
Boli głowa, czujesz ogólne rozbicie, dochodzi ból gardła, podrażnienie, za kilka dni kaszel.

Winisz … katar. A apteka dostarcza Ci broni, by go zwalczyć. Czy potrafisz wybrać narzędzia do walki z …

No właśnie, z czym tak naprawdę. Przecież katar to tylko objaw. Prawdziwa przyczyna tkwi zupełnie gdzie indziej.

Opowiem Wam historię pewnego kataru. Mojego kataru.

Jak to się wszystko zaczęło?

„Dawno, dawno temu, przeżyłam trudną dla mnie sytuację. Czułam skutki stresu przez kilka dni i trudno mi było go rozładować. W takim stanie pojechałam na warsztaty, gdzie jedna z uczestniczek była bardzo chora. Czyli miałam bliski kontakt z bakteriami przez długie godziny w zamkniętym pomieszczeniu.
Do tego wracałam pociągiem, w którym klimatyzacja wyziębiła moje ciało. I nawet gorąca kąpiel i wypicie porcji ziół nie uchroniło mnie przed infekcją.

Stało się. Rano obudziłam się z zatkanym nosem, bólem głowy. Po wstaniu nos uruchomił zawory i katar ruszył.

To jest początek historii i wiem, że stres osłabił mój układ odpornościowy, który nie poradził sobie z agresorem w postaci bakterii.

Zanim napiszę, co zrobiłam, dodam, że katar w postaci wodospadu trwał dwa dni. Później były już tylko pojedyncze smarknięcia i dalsza praca wspierająca moje ciało.

Od początku. Najpierw narzędzia, czyli, co mam zawsze w domowej apteczce na takie sytuacje:

1. Olejek pichtowy
2. Kapsułki z tymiankiem i olejkiem czosnkowym (robię sobie sama, jak zrobić kapsułki z ziołami nauczyć się w kursie o kapsułkowaniu).  
3. Zioła szwedzkie w nalewce (możesz kupić gotową mieszankę i zalać alkoholem, przepis jest na opakowaniu ziół)
4. Oksymel (robię sama, jak? Obejrzyj filmik tutaj
5. Zestaw do płukania nosa (kupisz w każdej aptece)
6. Krem z alantoiną
7. i jeśli ktoś z Twojego otoczenia może postawić Ci bańki to warto. 

Katar jest nam potrzebny. To nasz sojusznik. Pozwala wywalać z nochala i zatok paskudztwa, które próbują się w nas zadomowić. A kysz! A … psik!

Oto, jak sobie pomogłam.

Pierwszego dnia zjadłam 8 kapsułek (w dawkach po 2) sproszkowanego tymianku z olejkiem czosnkowym. Skutek – katar przestał być żółty. Efekty uboczne – wydzielałam intensywny zapach 😉

I jednocześnie:

1. Płukałam nos dwa razy dziennie. Do soli fizjologicznej dodawałam po 7 kropli propolisu. Przestała boleć głowa.
2. Na noc robiłam okład z ziół szwedzkich. Skórę w okolicy podrażnionego i trochę bolącego gardła wysmarowałam tłustym kremem, ziołami obficie skropiłam płatki bawełniane, przyłożyłam na szyję i owinęłam bandażem (żeby w nocy się trzymało). Przestało boleć gardło.
3. Co 2-3 godziny zjadałam 5 kropli olejku pichtowego na odrobinie miodu. Czułam go potem w wydychanym powietrzu.
4. Co 2 godziny wypijałam 1/3 szklanki ciepłej wody z oksymelem.
5. Dodatkowo na czoło możesz sobie zrobić okład z ciepłej soli.

Co to dawało? Każdej nocy oddychałam nosem.

A do tego:

1. Odstawiłam wszystko co słodkie. Krowiego nabiału i tak nie jem, ale jak ktoś je, to odstawić.
2. Robiłam to systematycznie i każdego dnia. Aż do ustąpienia wszystkich objawów.
3. A gdybym mogła, to najpierw postawiłabym sobie bańki. Na razie, to stawiam innym. Możesz się tego nauczyć podczas kursu „Stawiam na bańki”. 

Czy to sposób dla każdego? Nie!
Tylko dla osoby, która sama chce zadbać o swoje zdrowie i gotowa jest poświęcić na to czas. Dla osoby, która nie oczekuje cudownego ozdrowienia, jak po zażyciu tabletki.

Tak, takie działania wymagają czasu i uważności.
To jest mój sposób.
Czy to sposób dla Ciebie? Sama/ sam zdecyduj.
Życzę zdrowia i tego, by takie pomysły nie były Ci potrzebne 🙂

Komplet materiałów i filmów kursu „Życie bez antybiotyków” znajdziesz na Platformie Natura Życia.
Korzystaj śmiało z Platformy Natura Życia.

Niech moc ziół jest zawsze z Tobą!

Dorota Natura Życia