I tak Królowa Lata zamieszkała na Lodowej Górze z Zimnymi Ludźmi.

I chciała uczynić górę żywą i zieloną, pełną kwiatów i śpiewu ptaków. Przytulała do serca zimnych ludzi i górę. Jednak krótkie wiosenne chwile natychmiast mroził lodowaty wiatr i Królowa Lata zaczynała swój mozolny trud od początku. Bardzo cierpiała z zimna i samotności. Aż przyszedł taki dzień, w którym wiatr był silniejszy, zimno bardziej dotkliwe, a ona słabsza i śnieg przysypał królową. I zmroził jej serce. I wtedy przestała czuć ból. Otrzepała się z białego puchu i stała się Królową Zimy.

Matka przyszła pod górę i zaczęła śpiewać pieśń lata, pieśń życia. Głos wspinał się winoroślą i wznosił coraz wyżej i wyżej. A tam, gdzie lodu dotknęły listeczki i pędy, wytapiały się schody.

Królowa Zimy zwróciła swoje zimne oczy na kapiącą wodę i drgnęło w niej serce na wspomnienie lata. Nie pamiętała kim była wcześniej. Z ciekawości wysunęła stopę i postawiła na pierwszym stopniu. I sama nie wie, jak to się stało, że poślizgnęła się i spadła. Długo leżała nieruchomo. Wszystko ją bolało i chciała wrócić do stanu zamrożenia. Tam bólu nie było. Jednak ciepłe promienie słońca powoli rozpuszczały ból. I tak powróciła Królowa Lata.

„Przysypuje mnie biały puch
zimno
okruchy lodu
w moich oczach
w moim sercu
w moim brzuchu
zastygłe ruchy radości.
Płatek na płatku
nie topnieją
nakładają
warstwa na warstwę.
Królowa Śniegu
która
kiedyś
była
Królową Lata
pamięć ciepła
zamrożona
w bryle lodu
uśpiona
do końca świata”

Tekst napisałam 12 listopada 2018 roku, a wiersz kilkanaście lat wcześniej. Na szczęście wizja nie była prorocza. Królowa Lata powróciła 😀

Dusza

Poniższe słowa napisałam 3 lata temu. Dzisiaj moja Dusza wybrała swoje miejsce, w którym obecnie mnie nie ma. Czy to oznacza, że mnie opuściła? Czuję jej obecność i ciepłą opiekę. Jestem w drodze. Do niej.

„Dusza mówi: „Ubierz w słowa to, co dzisiaj we mnie gra”. Sączę słodko gorzkie zioła (lukrecja z białą piwonią) i zasłuchana, zapatrzona przymykam zmysły. Skanuję przepływ krwinek, ich narodziny w szpiku i śmierć w śledzionie. Stwarzam się i umieram w każdej chwili. Życia? Śmierci? Zanurzam nos w ciepło mojego ciała. Pachnę ciepłem właśnie. Przebudzonym po ciemnej i puchatej nocy. Dusza przeciąga się leniwie. Mruczy. „O tak, czujesz mnie, widzisz, słyszysz i smakujesz”. Milknie na chwilę, a ja zanurzam się w jej ciszy.

Otwieram oczy, a czarne chmury na niebie atakują mnie wspomnieniami ostatnich miesięcy. Zioła smakują tylko gorzko, zimno wnika od stóp i pełznie w górę. Znowu. Znowu pojawia się ból. Smak cierpienia rozlewa się po kubkach smakowych obecnej chwili.

„Duszo! Jak długo jeszcze? Ile bólu przeszłości mam przyjąć by doświadczyć spokoju, światła i ciszy?” – zawołałam.

„Tak długo, jak chcesz. Tyle ile potrzebujesz. Twoja droga krzyżowa może trwać dzień lub rok, a może całe życie.” – odpowiedziała.

Jeszcze raz spojrzałam na chmury. I poczułam, jak nabrzmiałe są deszczem. Wodą, na którą czeka w ziemi nowe życie. I zrozumiałam, że nie potrzebuję drogi krzyżowej. Spokój jest wszędzie. W słońcu i deszczu, w świetle i ciemności, w słodyczy i goryczy. To ja przystawiam pieczęć. Tworzę myślami mój świat.

„Robię wszystko najlepiej jak potrafię. Nie biorę nic do siebie. Nie zakładam nic z góry. Nie używam słów przeciwko sobie ani innym” – przypomniałam sobie cztery umowy Tolteków, które zawarłam ze sobą wiele lat temu.

Czuję, jak moja Dusza się uśmiecha. Mruczy i grzeje, a ciepło rozchodzi się autostradami aort, drogami naczyń i ścieżkami kapilarów. „Widzisz, jak chcesz to potrafisz. Słuchasz mnie i słyszysz. Patrzysz na mnie i widzisz. Czujesz mnie i … kochasz. A ja jestem z Tobą do ostatniej chwili. Zawsze.”

Dusza

Przychodzisz do mnie. Patrzysz oczami wypełnionymi oczekiwaniem, nadzieją, bywa, że i łzami. W bezradności, bólu, niepokoju, a nawet panice. Ostatnio coraz częściej z lękiem. Byłaś już u wielu specjalistów. Zamykałaś kolejne drzwi z narastającym żalem i rozczarowaniem.

Szukasz rozwiązań. Szukasz … na zewnątrz. Słucham Cię i słyszę. Patrzę na Ciebie i widzę. Skupiasz się na miejscach oświetlonych. Choć to czego teraz Ci brakuje zgubiłaś w ciemności. W miejscu, do którego możesz wejść tyko Ty.

Nie znajdę tego za Ciebie. Ani nie zanurzę się w Twój mrok. Nawet nie wiem, czego szukać.

I choć przychodzisz po zdrową dyscyplinę, to wychodzisz z łagodnością dla siebie. Otwierasz szeroko oczy, z których po chwili płyną łzy, gdy pytam, czy jesteś szczęśliwa? Co dobrego ostatnio dla siebie zrobiłaś? Kiedy ostatnio śmiałaś się z brzucha, jak dziecko. I widzę, że z początku nie rozumiesz. Przecież przyszłaś z migreną albo biegunką czy bólem miesiączkowym. Z bezsennością, nadmiernym poceniem czy totalnym wyczerpaniem.

Twoje ciało do Ciebie mówi, ale Ty go nie rozumiesz.

I taka mnie naszła refleksja, że jestem nauczycielką języka. Języka Twojego ciała. Tłumaczką. I dostajesz słownik. I zaczynasz tłumaczyć, sama. I rozumiesz. I kochasz.

Wspieram Cię ziołami, jedzeniem, wiedzą z zakresu wielu lat studiów, książek, doświadczeń. Wspieram. Bo to co najważniejsze, każda z nas nosi w sobie. Miłość do siebie. I jeśli udaje się nam wzniecić choć iskrę tej miłości, to z resztą radzisz już sobie sama.

I to mnie zachwyca w mojej pracy. I śmieję się głośno, z brzucha, gdy razem głośno śpiewamy: „Mam tę Moc”. Choć przez wieki usiłowano nam wmówić, że ona nie istnieje.

Każdego dnia dajesz mi dowód na to, że tej Mocy nie da się unicestwić.

Dorota Natura Życia

„Przestań szukać odpowiedzi w książkach i w gwiazdach. Posłuchaj lekcji, którą śpiewa Ci Twoja Dusza”.
Tak mówi do mnie Rumi.

„Uważni, spokojni i zdrowi” (kliknij w ten tekst, przeniesie Cię do e-book’a)
To opis drogi grupy ludzi, którzy 5 lat temu zdecydowali się przejść przez 7 kamieni milowych uważności. Znajdziesz tu zapis refleksji i zasad uważności oraz wpływu jaki ta podróż miała na nasze życie.

Obdaruj ten dzień uważnością. Dla siebie ❤️

Dusza

Fot. Jacek Ożóg

Stopy, gdy były jeszcze stópkami śmiało wkroczyły na ścieżki. Szybko okazało się, że podłoże jest pełne ostrych kamieni, jadowitych pająków i zamaskowanych dołków. Stópki krwawiły.

Przestraszone i zagubione szukały czegoś, czym mogłyby się osłonić. Zobaczyły buty. Męskie, o kilka numerów za duże. „Te może mnie ochronią” – pomyślały i podeszły niepewnie bliżej. Gdzieś w środku stópki czuły zagrożenie, jednak ból tłumił to odczucie. Buty wyglądały zachęcająco. Mocne, ciepłe i jeszcze bez innych stóp. Buty rozglądały się za nimi i zobaczyły stópki. Sznurówki rozwinęły się w zachęcającym geście. „Jesteśmy takie samotne i obolałe. A buty wydają się takie dobre” – załkały stópki i wskoczyły do środka. Skryły się w ogromnych, jak dla nich buciorach i zasnęły. Obudziła je duchota, gorąco i jakaś lepkość. Chciały wyjść i nie mogły. Już wiedziały, że te buty są złe.

Stópki rosły i buty nie były już w stanie ich utrzymać. Rozerwały sznurowadła i uwolniły się. Od tej pory każde buty traktowały, jak wroga. Już wiedziały, jak sobie z nim poradzić, w końcu były już dość dużymi stopami. Szły przez drogi, pola i lasy, zakładając po drodze kolejne buty. A kiedy w butach nazbierało się zbyt wiele kamieni, to wyrzucały je razem z nimi.

Płynęły lata. Stopy miały swoje kształty, nawyki, kąt ustawienia na drodze. Żyły bez butów i było im z tym dobrze. Choć czasami tęskniły same nie wiedząc za czym. Może za tym ciepłem, uczuciem przylegania butów do stóp, ochroną i bliskością. I pewnego dnia spotkały buty, które tęskniły za stopami. „Jakie jesteście dzielne, mądre i potrafiące sobie zawsze poradzić” – powiedziały buty. „Właśnie takich stóp potrzebujemy, z takimi stopami chcemy iść przez życie. Załóżcie nas i nieście w świat” – powiedziały buty.

„W końcu ktoś nas potrzebuje, docenia i chwali. I nas chce.” – pomyślały zachwycone stopy. „To na pewno jest miłość. Pasujemy do siebie idealnie”. Założyły buty, które szybko przylgnęły do stóp. Ani buty, ani stopy nie wiedziały, że w podeszwie jednego buta jest ukryty kolec. Dopóki stopy stawiały kroki zgodnie z kształtem butów, kolec siedział ukryty. Jednak stopy zmieniały się. Nadawały kształt butom i zmieniały ich nawyki. Jednak zmiany butów nie nadążały za stopami. Były wolniejsze. Kolec zaczął przebijać podeszwę. „Coś mnie uwiera” – pomyślała zaskoczona prawa stopa. „Dasz radę, nie przesadzaj, idziemy dalej” – odpowiedziała lewa. I szły, tłumiąc ból i dostosowując krok do ustawienia butów.

Mijały lata. Stopy cierpiały i od czasu do czasu zrzucały buty, rozcierając obolałe miejsca. Odpoczywały od butów, by założyć je znowu. Przyzwyczaiły się i nawet bardzo przywiązały do starych towarzyszy podróży. Szkoda stopom było zostawić te buty. Jednak nie szły już z lekkością. Czasami wręcz posuwały się stopa za stopą, bez dawnej radości.  Buty odkryły działanie kolca i wykorzystywały go, by regulować tempo stóp. „To dla waszego dobra” – mówiły. „Inaczej za szybko będziecie szły i się wyczerpiecie. Albo pójdziecie nie tam, gdzie trzeba. Musimy was chronić”. Stopy były wdzięczne: „Jakie troskliwe, jakie kochane te nasze buty” – myślały. I szły dalej nie zauważając nawet, że zostawiają za sobą ślady krwi. Zatrzymywały się coraz częściej. Prosiły buty, żeby wyjęły kolec. Lecz one udawały, że nie słyszą. A kiedy stopy same próbowały go usunąć, to buty milkły i obrażały się. Z cichym westchnieniem stopy podejmowały dalszą drogę, która już nie dawała im radości. Bez butów czuły się o wiele lepiej, ale nie miały odwagi głośno tego powiedzieć.

A buty coraz częściej zachwycały się głośno innymi stopami, które mijali. Stopami bez nagniotków i zranień. Gładkimi i co najważniejsze, szukającymi innych butów.

A stopy obserwowały to zbolałe i same już nie wiedziały, co mają zrobić. Pewnego dnia odpoczywając i ciesząc się dotykiem miękkiej trawy, promieni słońca i delikatnego wiaterku podjęły decyzję o zakończeniu tej udręki. Powiedziały o tym butom, które oszalały z rozpaczy. Zsunęły się od razu ze stóp i natychmiast znalazły nowe stopy, które je wypełniły. I stopy i buty poczuły niewysłowioną ulgę. Każde z innego powodu. Stopy poczuły wolność. Buty zanurzyły się w przynależności. I każde poszło w swoją stronę.

Dusza
Opowiadanie napisałam 7 listopada 2018 roku.

… rzecz o jednym rozwiązanym związku.

Barwnie piękna powłoka wypełniona gazem lżejszym od powietrza. Balon. Unoszący się nad powierzchnią ziemi. Nawet nie wie, że potrafi latać. Przywiązany do sznura uważa, że sznur właśnie unosi go w górę i pozwala na bezpieczne dryfowanie. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że gdyby tylko odczepił się od niego, to popłynie, wzleci i przemieści się.

Zdarza się, że mocniej zawieje wiatr i balon uniesie się wyżej. Widzi wtedy jak piękny i nieograniczony jest świat. Chce wyżej, lecz nagłe szarpnięcie ściąga go gwałtownie w dół.

„Sznurze. Wzlećmy. Razem doświadczymy przestrzeni” – powiedział balon. „Sznury nie latają. Zostajemy tu, gdzie jesteśmy” – odpowiedział sznur. I balon dalej dryfował, przeczuwając tylko, że jest coś więcej niż przestrzeń na wyciągnięcie sznura. Ale to było wszystko co znał, a sznur umacniał go w tym przekonaniu mówiąc: „Dzięki mnie nie porwie cię wiatr, jesteś bezpieczny. Nigdzie nie ulecisz”. Balon kiwał się zgodnie i trwał przy sznurze, zadowolony, że taki zgodny z nich duet. Przecież na pewno bez sznura by zginął. Jeszcze poleciałby gdzieś skąd nie ma powrotu, gdzie czyhają zagrożenia. Mijał czas i balon coraz częściej kierował oczy ku górze. Pewnego dnia zobaczył inne balony. Leciały ze swoimi sznurami wysoko i radośnie. „Popatrz na nie” – powiedział balon do sznura. „A jednak można. Polećmy, tak jak oni”. „Łatwo ci mówić.” – odpowiedział sznur. „I masz swoje marzenia o lataniu i nie boisz się latać, bo jesteś balonem. Gdybym to ja był balonem, to bym poleciał. Ale jestem sznurem, który nie potrafi latać. Jak mnie zostawisz, to nawet nie będę mógł się unieść, tak jak teraz i będę bardzo nieszczęśliwy i zły na ciebie”.

Balon zamyślił się i poczuł coś. Coś bardzo jeszcze nieokreślonego, a jednak czuł, że jest bliski dotknięcia czegoś bardzo ważnego. Nie chciał zostawić sznura, bo bardzo był do niego przywiązany, a jednak tęsknił coraz bardziej za innym życiem.

I nadszedł taki dzień, gdy balon się odważył: „Sznurze, zdecydowałem się odwiązać od ciebie. Pragnę polecieć. I choć smutno mi, że nie chcesz lecieć ze mną, to chcę to zrobić.” Sznur zaczął wściekle się szarpać, targając jednocześnie balonem. Rozpacz, gniew i rozczarowanie owładnęły sznurem. Znalazł mocno wbity w ziemię kawał płotu i omotał swoje zwoje silnie wokół niego. Tak bardzo się bał, że bez balona przestanie istnieć.

Balon zwiotczał nieco i osiadł. Przeprosił sznur za swój niedorzeczny pomysł i postanowił mu to wynagrodzić. Jednak im bardziej się starał, tym silniej sznur okręcał się wokół desek płotu. Lecz nadszedł ten dzień, kiedy zdeterminowany balon jednym gwałtownym ruchem odciął sznur.

Na początku przeraziła go przestrzeń i swoboda ruchu. A potem poczuł lekkość, wolność unoszenia się i zobaczył piękno otaczającego go świata. I otoczyły go inne balony. Piękne i wolne, wypełnione szczęściem i spokojem, które jest lżejsze od powietrza.

Balon lata teraz w przestworzach. I tylko od czasu do czasu ogarnia go smutek i nostalgia, gdy widzi takie balony, które lecą razem ze sznurem. Sznurem, który nie boi się przestrzeni, wolności, ani nawet tego, że to balon unosi go w górę. „A jednak istnieją sznury, które cieszę się ze swojej natury i jednocześnie realizują marzenia o lataniu” – pomyślał balon. I rusza dalej w swoją wędrówkę po przestworzach, coraz rzadziej tęskniąc za swoim byłym sznurem, który wybrał życie z płotem.

Dnia wyborów w zgodzie ze sobą Ci życzę
Dusza

PS opowiadanie napisałam 4 listopada 2018 roku (za byłym sznurem już balon nie tęskni, jego życie jest tak piękne).
Fot. strona: depositephotos

Jak taką pracę nazywać pracą? Czysty relaks i wypoczynek robiąc to, co się kocha. To w otoczeniu czego oddycham pełną piersią. To, do czego śmieją mi się oczy i wyciągają ręce.

Tym razem tydzień mojej pracy spędziłam „Na Grapie” w Jaworzynce. Spacery ziołowe, wykłady i gabinet z widokiem na góry, łąki i zioła 😀

Pogoda dopisała, słoneczko grzało, czasami grzmiało i przylało 😉 Zbierałam zioła, fotografowałam je i cieszyłam się bogactwem natury. W takim środowisku czuję się najlepiej. Zachwyciła mnie troska ludzka o owadzi ludek. w Złotym Groniu rośnie piękna kwietna łąka, na której człowiek postawił domki dla owadów. Z tej łąki ziół nie zbierałam. Bo to przecież owadzi karmnik 😀

Pisząc teraz czuję jak otula mnie zapach lawendy. Przed godziną wróciłam od moje przyjaciółki z pełnym koszem tego pachnącego kwiecia. Ogarnia mnie lekka senność i czuję, jak koncentracja usiłuje ode mnie odpłynąć. Tak jednak działa lawenda 😉 Lepiej nie wozić jej w samochodzie. Zastanawiam się jakie kolejne zioła do mnie zagadają. I to już za tydzień w Kotlinie Kłodzkiej. Czasami tylko zrobię im zdjęcia. Albo posiedzę z nimi chwilę. Niektóre z nich zabiorę do domu. Odprężająco działa na mnie ziołowy świat.  Lubię spędzać w nim czas.

Pozdrawiam Cię ciepło i ziołowo
Dorota Natura Życia

Na fotografii są moje kurki, które właśnie się suszą 🙂

Kurka (pieprznik jadalny)

Kurki z cebulką, kurki na maśle, kurki z jajkami, tarta z kurkami, sos kurkowy, pierogi z kurkami …
Przykłady potraw można mnożyć i na samą myśl ślinka cieknie.

Jednak dzisiaj nie o walorach smakowych, a o zdrowotnych tych żółtych grzybków, które wielu z nas rozpoznaje na pierwszy rzut oka. Prawda?

Natura obdarowała tę małą istotę w wyjątkowe moce. Ten, kto zbiera kurki, wie, że robaka w nich nie znajdzie. Ciekawe dlaczego? Okazuje się, że od dawnych czasów, nasi przodkowie stosowali je w medycynie ludowej jako środek przeciwpasożytniczy, ale równie dla wzmocnienia wątroby, poprawy wzroku czy zwiększenia odporności na infekcje.

Jeszcze do niedawna uważano, że grzyby tylko obciążają układ pokarmowy, nie mając w sobie nic prócz wody (to przekonanie dotyczy świata zachodniego, bo w medycynie chińskiej grzyby zawsze ceniono z powodu ich prozdrowotnych właściwości). Okazało się jednak, że znajdziemy w grzybach wiele witamin (A, E, C, PP, D2, B1, B2) i minerałów (wapń, magnez, sód, potas, fosfor, chlor, siarka, żelazo, mangan, fluor, miedź, cynk i selen).

Skupię się na walorach kurek w zakresie „zabijania” robaków zasiedlających ludzkie ciało (tak, tak, nie tylko zwierzęta mają robaki, człowiek również. Często spotykam się z tymi dolegliwościami w mojej praktyce ziołoleczniczej).
Substancją, która potrafi uszkadzać jaja pasożytów, paraliżować ich układ nerwowy jest hitinmannoza.

Niestety nie wystarczy jedzenie kurek w potrawach, które wyżej wymieniłam. A to dlatego, że substancja ta jest wrażliwa na obróbkę termiczną i sól. I choć zachowane zostaną witaminy i minerały, to już działania przeciwpasożytniczego nie będzie.

Jak w takim razie przygotować preparat kurkowy, który na robaki zadziała?

Możemy je przygotować na dwa sposoby: w postaci nalewki 🙂 lub suszonej.

Nalewka kurkowa
Potrzebne składniki: garść kurek, 150ml wódki (40%), słoik.
Wykonanie: kurki opłukać, osuszyć (np. na papierowym ręczniku) i drobno posiekać. Potrzebujemy 3 łyżki stołowe tak przygotowanych grzybów. Wsypujemy do słoika (wystarczy pół litrowy). Każdą moją nalewkę podpisuję 🙂 Po dwóch tygodniach, mając w domu kilkanaście zastawów bez oznaczenia, może zakręcić człowiekowi w głowie 😉
Tak przygotowany nastaw wkładamy do lodówki na dwa tygodnie. Po 14 dniach możemy przestawić ją w ciemne miejsce o temperaturze pokojowej i zacząć przyjmować.
Stosowanie: Nie ma potrzeby przecedzania. Wystarczy, że przed każdym spożyciem wstrząśniemy słoikiem. 1 łyżeczka nalewki (bez grzybków) przed snem, koniecznie na pusty żołądek (dobrze jest zjeść ostatni posiłek około godziny 18:00). Uwaga! Rano pierwsze co robimy, to idziemy do toalety zrobić kupę. Jest to konieczne. Jeżeli mamy zaparcia, to kuracja przeciwpasożytnicza może być nieskuteczna, a nawet wpłynąć niekorzystnie na nasze zdrowie.

Kurki suszone w kuracji przeciwpasożytniczej
Potrzebne składniki: pół kilograma kurek, tacka lub blaszka, ewentualnie suszarka do grzybów, młynek do sproszkowania, słoik do przechowywania.
Wykonanie: grzyby oczyścić, często są zapiaszczone. Rozłożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Ja dodatkowo kroję je na mniejsze kawałki. Szybciej schną. UWAGA! Suszyć na słońcu lub w temperaturze maksymalnie do 50 stopni. W przeciwnym wypadku nici z odrobaczających właściwości kurek. Grzyby należy wysuszyć na wiór. 3-5 dni to wystarczający czas. Następnie mielimy na proszek i wsypujemy do słoika. Przechowujemy w ciemnym miejscu.
Stosowanie: możemy przyjmować proszek „kulinarnie” 😉 czyli na kromce chleba z masłem, dodawać do sałatek jako przyprawę. Unikać dodawania do gorących potraw. Dawka to 1-2 łyżeczki dziennie. Mój sposób to przygotowanie kulek z odrobiną miodu. Robię dwie kulki. Jedna na rano (przyjmuję na pusty żołądek i pierwszy posiłek pół godziny później). Druga przed snem.

Codzienny stolec, nawet dwa razy dziennie pomoże nam w oczyszczaniu jelit z martwych lub ogłuszonych pasożytów i ich toksyn.

Przeciwwskazania:

  1. Kobiety w ciąży i matki karmiące
  2. Dzieci
  3. Osoby z zaparciami
  4. Osoby osłabione, wyczerpane
  5. Osoby chorujące na poważne schorzenia wątroby i nerekWarto skonsultować się ze specjalistą ziołolecznictwa lub medycyny naturalnej, jeżeli dokuczają nam schorzenia przewlekłe i stosujemy leki. To, że kuracja pomogła Kowalskiej, nie oznacza, że nam też posłuży 😉

    Jeśli chcemy pozbyć się zbyt bogatego życia wewnętrznego, to róbmy to z głową.
    Zdrowego brzucha i codziennego stolca nam wszystkim życzę 😀

A jeśli chcesz się dowiedzieć jak jeszcze możesz wspierać zdrowie i żyć bez antybiotyków, to zapraszam na Platformę Natura Życia, gdzie znajdziesz mnóstwo materiałów przygotowanych w atrakcyjnej i ciekawej formie 🙂 Sama praktyka.

Dorota Natura Życia

Krótko i treściwie o podstawowych ziołach, często takich, które masz w … szafce z przyprawami 🙂
Te filmiki to ciekawe informacje o zdrowotnym zastosowaniu pietruszki, cebuli, czosnku, tymianku, lebiodki i wielu wielu innych. Dowiesz się też, jak zrobić ocet jabłkowy, czy oksymel.

Oczywiście miłośnicy leśnych i łąkowych ziół równie znajdą tu coś dla siebie. Czyściec leśny, stokrotka, niezapominajka, przytulia czepna, jasnota, czosnaczek, róża pomarszczona i mnóstwo innych.

A jeśli ktoś ma „tylko” balkon? Proszę bardzo 😀 Żyworódka, aksamitka, forsycja, geranium (czyli anginka) i jeszcze kilka.

Ponad 30 filmików na nim kanale YouTube. Tu możesz się zachęcić 🙂 i wejść głębiej w temat ziół.

A jak masz ochotę nauczyć się żyć bez antybiotyków czy sprawić, żeby w końca było Ci ciepło lub nauczyć się kapsułkować zioła, to zapraszam na Platformę Natura Życia. Zebrałam tam wiedzę w postaci kursów on-line.

Wchodzę po zdrowie na Platformę Natura Życia

Rosa rugosa 😀

[embedyt] https://www.youtube.com/watch?v=8MX8E_0yGHM[/embedyt]

Czyściec leśny 😀

[embedyt] https://www.youtube.com/watch?v=errSr9F_P2A[/embedyt]

Właśnie wzięłaś prysznic i wcierasz w ciało balsam lub olej. Zaciskasz dłonie na udach, pośladkach i widzisz, że skóra marszczy się i wybrzusza w charakterystyczny sposób. Widzisz skórkę pomarańczy i zastanawiasz się, skąd u licha się tam wzięła.

Za kilka miesięcy zaczniemy wystawiać ciało na słońce. I chętnie poprawiłybyśmy naturę. I choć aspekt estetyczny jest ważny dla wielu z nas, to podane przeze mnie metody niwelowania cellulitu związane są ze zmianami wpływającymi na cały organizm.
Zanim jednak do tego przejdę, warto wyjaśnić czym jest cellulit i dlaczego nazywanie go cellulitisem jest błędem.

Otóż cellulit to tkanka tłuszczowa, która została zdeformowana. Na ciele widzimy nierówną i wybrzuszającą się skórą, która wygląda, jak skórka pomarańczy. Często tak właśnie ją nazywamy.
Natomiast cellulitis to zapalenie skóry i tkanki podskórnej spowodowane bakteriami i może wystąpić na dowolnej części ciała. Objawy cellulitisu nie mają nic wspólnego z pomarańczową skórką.

Jakie są powody takiego zdeformowania tkanki tłuszczowej?

  1. Zastoje krwi i limfy, czasami objawiające się obrzękami.
  2. Rozrastanie się tkanki tłuszczowej, czyli tycie. Co powoduje jeszcze większy ucisk na naczynia krwionośne i limfatyczne i dalsze pogarszanie krążenia krwi i limfy w skórze. Koło się zamyka, bo to z kolei prowadzi do zaburzenia odkładania się i rozkładania tłuszczu. W ten sposób powstają te wybrzuszenia, nazywane przez nas skórką pomarańczową.
  3. Kolejne etapy, to już nie tylko problem estetyczny, to już problem zdrowotny. Coraz większe niedokrwienie skóry doprowadzi do zmian, które mogą przełożyć się nawet na ból i drętwienie nóg.
  4. I z jakiej strony by nie spojrzeć, dochodzimy do stylu życia i odżywiania.

Jednak pamiętajmy również, że hormony mają dużo do powiedzenia. Estrogeny sprzyjają powstawaniu cellulitu, natomiast progesteron powoduje zatrzymanie wody, o czym każda miesiączkująca kobieta doskonale wie. Temat hormonów zostawię na inny artykuł. Okazuje się, że spotykamy je w miejscach, gdzie najmniej byśmy się tego spodziewały.

Co w takim razie zrobić? Jak zapobiegać i likwidować te pomarańcze?
Zacznijmy od prewencji:

  1. Unikaj jedzenie mięsa zwierząt karmionych paszami z dodatkami substancji hormonopodobnych.
  2. Wyrzuć z łazienki kosmetyki, które zaburzają gospodarkę hormonalną (mam 21 stronicową listę takich kosmetyków, dlatego już nie kupuję ich w sklepie, robię sama lub kupuję od koleżanek, które je wykonują – listę umieściłam na końcu artykułu, częściej stosuję też oleje do pielęgnacji ciała).
  3. Usuń z lodówki jedzenie, które w swoim składzie zawiera tłuszcze chemicznie modyfikowane, wzbogacone o nasycone kwasy tłuszczowe i konserwanty.
  4. Dbaj o swoje dobre samopoczucie. Długotrwałą depresja czy stres sprzyjają rozwojowi cellulitu. Jeśli chcesz pogłębić temat, to proponuję wczytać się w temat katecholamin (hormonów, które mocno ze stresem są związane).
  5. A skoro o zaburzeniach krwi i limfy mowa, to wiadomo, że pomóc może nam ruch. Czyli dbajmy o aktywność naszego ciała i nie pozwólmy mu zardzewieć.
  6. Warto również pamiętać o witaminie F. O tak, niektórzy nawet nie wiedzą, że takowa istnieje. To mieszanina nienasyconych niezbędnych kwasów tłuszczowych, stąd nazwa witaminy. F pochodzi od Fatty Accids. Według dr Różańskiego najlepsze jej źródła to oleje z ryb i ssaków morskich, olej z kiełków pszenicy, olej wiesiołkowy, olej ogórecznikowy, olej czarnuszkowy, olej z pestek porzeczki, olej rokitnikowy, olej lniany, olej winogronowy, oleje z orzechów Polecam poczytać o niej na blogu dr Henryka Różańskiego.
  7. Możesz też chwycić za bańkę gumową i masować skórę w celu poprawy jej ukrwienia. Polecane są również masaże/ pilingi z kawy (zmielonych ziaren oczywiście).
  8. I pamiętaj, że zbyt obcisłe ubrania również zaburzają krążenie, choć pewnie pięknie podkreślają nasze kształty.

Zimno również sprzyja zastojom. Jest zima i szczególnie warto dbać o ciepło kostek, kolan, bioder, brzucha i pleców. Ciało chcąc chronić się przed zimnem, będzie otaczało „tłuszczykiem” miejsca niedogrzane.

Jeśli zimno to Twój problem to zachęcam do rozgrzewania ciała. Jak? W kursie, który nagrałam znajdzie mnóstwo praktycznych sposobów, zabiegów, które możesz samodzielnie wykonać w domowym zaciszu.
Link do Kursu „Jak przestać być zmarzlakiem?” 

Warto znaleźć w sobie motywację do zdrowszego życia. I jeśli nie przekonał Cię aspekt zdrowotny pomarańczowej skórki, to może jednak zmobilizuje Cię element estetyczny. Niezależnie od wszystkiego 🙂 życzę Ci gładkiej i zdrowej skóry.
Dorota Natura Życia