Spotkanie siebie w wersji hiszpańskiej

Zdarza mi się w życiu robić rzeczy nie do końca z mojego powodu. Przeczuwam, że moja przeprowadzka na Teneryfę zalicza się do tej kategorii. Po pierwsze prowadzi mnie Dusza. Podążam za nią z otwartością na nowe i nieznane. Po drugie odnoszę wrażenie, że obecne miejsce mojego życie jest absolutnie nieprzypadkowe.

Dzisiaj doświadczyłam spotkania siebie w wersji hiszpańskiej. Ta wersja ma na imię Alejandra i Carolina. Dwie przecudne kobiety pomagające przyjść na świat nowemu życiu. Kobiety wiedzące. Pracujące z ziołami. Przyjechały dzisiaj do mojej sąsiadki, która w ciągu najbliższego czasu będzie rodzić swoje dziecko w domu. To było pierwsze spotkanie, gdzie chciały zobaczyć miejsce na poród i się lepiej poznać. Zostałam zaproszona do uczestniczenia w tym misterium. Inaczej nie potrafię nazwać tego, czego byłam świadkiem. Mój rozum nie rozumiał słów (jeszcze nie znam hiszpańskiego), a jednak moje serce pojęło wszystko. Na koniec przytuliłyśmy się ciesząc z tej bliskości.

Przed samym wyjazdem uzdrowicielek zaczęłyśmy rozmawiać o ziołach. W języku angielskim. Jeszcze się spotkamy. Ustaliśmy, że spotkamy się w kręgu kobiet uzdrawiających, żeby podzielić się tym, co każda wie i co ma do ofiarowania. Wchodzę w kolejny krąg. Krąg kobiet uzdrowicielek na Teneryfie.

Jestem zachwycona tym, jak szybko Wszechświat pokazuje mi piękno mojego miejsca. Nie ma tam nic, a jednak mam wszystko. To, że ta ziemia trafiła do mnie w takiej cenie prawie graniczy z cudem. Nie ma już takich miejsc na Teneryfie za takie pieniądze, które ja zapłaciłam.

Usłyszałam też dzisiaj: „Nie jesteś tutaj przypadkiem. Jedna kobieta nie może tu żyć sama. Szczególnie z maleńkim dzieckiem. Potrzebuje drugiej kobiety. I Ty się pojawiłaś”.

A moja Dusza przytula się do mnie jeszcze mocniej, ciesząc się, że coraz lepiej  ją czuję.

Udostępnij