Natura Życia na Teneryfie

Fot. własna. Zachód słońca na mojej ziemi.

Zacznę od końca 😉 Przeprowadzam się na Teneryfę.

Jak do tego doszło, skoro nigdy nie marzyłam o życiu na tej wyspie? Co takiego się wydarzyło, że zamieszkam właśnie tam? Sama jeszcze się dziwię. I z tym dziecięcym zadziwieniem, rozdziawioną czasami z zaskoczenia buzią, daję się prowadzić tzw. zbiegom okoliczności. A zaczęło się niewinnie 😉 Poleciałam na wyspę, w lutym tego roku, zaproszona przez moich znajomych. Spędziłam 12 dni zwiedzając, plażując, ucztując jak na najlepszych wakacjach. „Wyspa, jak wyspa” – pomyślałam. Widziałam ich wiele. Teneryfa nie wyróżnia się wśród nich bardzo, a jednak …

Nadszedł dzień powrotu, a wyspa nie chciała mnie puścić. Znajomy pogubił drogę na lotnisko, którą zna jak własną kieszeń. W dodatku wysadził mnie nie w tym miejscu, gdzie należało. Po drodze zatrzymał mnie orkan i zamiast po 8 godzinach, wróciłam do domu po 30.

Lubię moment powrotu. Cieszy mnie znajomy zapach, widok mojego miejsca, rośliny czekające na podlanie. Jednak tym razem było inaczej. Postawiłam walizkę, usiadłam na kanapie i się rozpłakałam. Pierwszy raz w życiu. „Jestem zmęczona długą podróżą” – pomyślałam. I poszłam spać. Kolejne dwa dni pochlipywałam co chwilę. Smutek mnie przytłaczał i nie potrafiłam zlokalizować jego przyczyny. Zadzwoniłam do siostry i usłyszałam: „Przecież to oczywiste, Dusza Cię opuściła. Została na Teneryfie”. Ze zrozumieniem przyszedł spokój. I tego dnia, a był to 22.02.2022, o godzinie 22:22 napisałam życzenie: „Dobrze i szczęśliwie żyję na Teneryfie od stycznia 2023”. Tego dnia zadzwonił też właściciel knajpki z Los Christianos: „Mój sąsiad sprzedaje ziemię. Chcesz kupić?” Zamyśliłam się głęboko i sama nie wiem dlaczego odpowiedziałam: „Chcę”.

Bez pieniędzy na zakup ziemi, bez znajomości hiszpańskiego, bez znajomości rynku nieruchomości i jeszcze bez wielu „bez” uruchomił się we mnie proces zmiany mojego życia. Ilość pytań, które sobie zadawałam lekko mnie przytłoczyła. Jednak zamiast myśleć ograniczeniami, stworzyłam wizję mojego nowego życia. Życia na Teneryfie. Codziennie powtarzam sobie: „We dnie i w nocy wszystko mi sprzyja”. „Pieniądze płyną do mnie szerokim strumieniem”. I czułam, że weszłam na ścieżkę „własnej legendy”, jak przeczytałam w „Alchemiku”, bo Wszechświat robi wszystko, żeby ta wizja stała się rzeczywistością.

Na początku dzieliłam się tym tylko z najbliższymi. To takie osoby, które nie pytają „a jak sobie poradzisz?”, „skąd weźmiesz pieniądze?”, „gdzie będziesz mieszkać?”, „a co z pracą?”. To osoby, które wspierały i wspierają mnie swoją energią, radością i ufnością, że wiem co robię (nawet jak nie wiem) 😀 Początki takiej wizji są wrażliwe. Jak młoda roślinka na majowe przymrozki. Sama potrzebowała się osadzić w moim pomyślę na życie.

I zaczęła się magia. Wkroczyła w moje życie z impetem. Zaczęłam poznawać nowych ludzi, trafiać na artykuły związane z Teneryfą, oglądać programy związane z moimi pomysłami. Nagle właściciel zdecydował, że rozłoży mi płatność na raty (z pewnością dziękować za to potrzebuję sąsiadowi). Z dwóch niezależnych źródeł przyszła do mnie informacja o agentce nieruchomości, która przeprowadziła mnie przez proces zakupu. Czytając komentarze w jednej grup na FB trafiłam na osobę, która pomogła mi złożyć wniosek o specjalny numer N.I.E (jest niezbędny, żeby np. kupić ziemię). Na początku bardzo się dziwiłam, bo wszystko jakby działo się samo. Teraz to już dla mnie stan naturalny 😉

Decyzję o zakupie ziemi podjęłam oglądając ją na zdjęciach i filmiku nadesłanym przez moich znajomych. Ciągle sobie powtarzałam „Jeśli ta ziemia chce być moja, to będzie”. Brałam wszystko na miękko, ciesząc się z planowanego kolejnego wyjazdu. Poleciałam po raz drugi w kwietniu. A wraz ze mną moja siostra i siostrzeniec. Spędziliśmy cudowny tydzień. Poznałam ziemię, która dzisiaj jest już moim nowym miejscem na życie. Wróciłam z moim indywidualnym numerem N.I.E i planami kolejnej wizyty.

Akcja rozegrała się całkiem szybko. W czerwcu znowu wylądowałam na Teneryfie. Tylko na 5 dni. Jednak wracałam z aktem notarialnym w dłoni. Moim widokiem na ocean i La Gomerę. Widokiem jeszcze bez okna. Na ziemi nie ma bieżącej wody, prądu ani domu. Za to są migdałowce, krzewy winogron, figowce, opuncje, pomarańcze, grusza i śliwa, a nawet 3 sosenki. I to co dla mnie bezcenne – są zioła. Ziemia powitała mnie dywanem kolorowych kwiatów nagietka, gazanii, aloesów, żmijowca i wilczomleczy. Wszystko 4 razy większe niż w Polsce. Spotkałam również dziurawca, do kwiatów którego musiałam zadzierać głowę. Jest dwumetrowym krzewem. I najważniejsze – mam wspaniałych sąsiadów.

Zaraz po powrocie rozchorowałam się. Dwa dni leżałam prawie nieżywa. Pewnie z tych wrażeń i emocji. Czułam się wyczerpana. „W tym roku już tam nie polecę” – pomyślałam znużona. Jednak po tygodniu stanęłam na nogi i … zaczęłam planować kolejny wyjazd. Bilety lotnicze okazały się być drogie i choć często zaglądałam do wyszukiwarek tanich linii lotniczych, to niczego nie znajdowałam. Odpuściłam na kilka tygodni i zajęłam się pracą. Pewnego dnia siedząc przy kawie kliknęłam w bilety lotnicze i … w październiku lecę znowu.

„Po co właściwie tam lecę?” – zastanawiałam się. W momencie zakupu biletów jeszcze nie wiedziałam. Decyzja przyszła nieco później. Już wiem, że lecę „przygotować grunt”. Grunt pod przeprowadzkę. Czy się boję? Ba! No pewnie! Jednak jak zawsze u mnie „boje się i robię”. To jak moment zawieszenia przed skokiem z wysokiej góry. „A co jeśli spadnę? A co jeśli polecę?”.

Napisałam, że czuję się prowadzona. Czym to się przejawia, oprócz tych cudownych zbiegów okoliczności i niezwykłych ludzi, których już poznałam? W chwilach zwątpienia (a tak, tak są oczywiście) trafiam na wywiad w „Przekroju” z roku 2021 o niezwykłym dla mnie tytule „Wyspa spokojnych dusz”. Znajduję tam opis społeczności, w jakiej sama chcę żyć. I będę ją tworzyć. Na opowieść kobiety w moim wieku, która również bez pieniędzy, znajomości języka i innych „bez” przeprowadza się do Hiszpanii. Na końcu mówi: „Ja mogłam. Ty też możesz!” Czułam, jakby mówiła to do mnie. Nagle pojawiają się zlecenia, klienci, projekty, które sprawiają, że spokojnie spłacę kolejną ratę za ziemię. Poznaję osoby, które proponują współpracę. Wystarczy, że pochylę się i podniosę. Wszystko leży pod moimi nogami, a ja schylam się po to z wdzięcznością.

Gdzie zaprowadzi mnie moja nowa droga? Jak potoczy się moje życie? Czego doświadczę na Teneryfie i kogo jeszcze spotkam? Nie wiem. Dowiem się mieszkając tam z Naturą. Jakże by inaczej, skoro jestem Naturą Życia 😀

CDN…

Udostępnij